„Myślę, że literatura słowacka nie jest w stanie wywołać za granicą jakiegoś boomu” – stwierdził w jednym z wywiadów Pavol Rankov. To chyba zbyt zachowawcza wypowiedź, tym bardziej, że debiutancka powieść Rankova jest w stanie ów boom na słowacką literaturę wydatnie przyspieszyć.
1 września 1938 roku na basenie miejskim w czechosłowackich Levicach trzech nastoletnich przyjaciół – Czech Jan, Węgier Peter i Żyd Gabriel – organizuje pływackie minizawody. Kto wygra, zdobędzie prawo do pierwszeństwa w ubieganiu się o względy pięknej koleżanki, Słowaczki Marii. Zawody, przerwane przez drobny incydent, nie zostaną rozstrzygnięte przez następne 30 lat. Okupacja, emigracja, faszyzm, komunizm, nacjonalizm, kolaboracja, partia, Służba Bezpieczeństwa – w życie młodych bohaterów, zmuszonych do przejścia wężowym ruchem przez ten labirynt, wkroczą bowiem historia z polityką i nic już nie będzie takie samo. Utraconego przedwojennego porządku wszechrzeczy, gdy życie było proste i jasne, nie da się już odzyskać. Pozostanie chaos, który grupa przyjaciół będzie próbowała jakoś okiełznać, co roku w ten sam wrześniowy dzień starając się rozstrzygnąć dawny zakład. Idea rozegrania przyjacielskich zawodów stanie się jedynym pewnikiem w czasach, gdy nic nie jest pewne – jak w kalejdoskopie zmieniają się nazwiska, imiona (Jan stanie się Honzą, Janosem, a nawet Ianem), granice, narodowości. Dla kogoś, kto nie orientuje się w geopolitycznych zawirowaniach w tej części Europy, taki stan jest trudny do zrozumienia: „Widzisz, to jest Europa Środkowa. Kiedy Niemcy zajęli Czechy, to w drugiej części kraju powstało Państwo Słowackie, ale Levice nagle już nie znajdowały się tam, ale na Węgrzech. Da się to zrozumieć?”.
Im bardziej zawiła staje się środkowoeuropejska historia, tym bardziej Rankov stara się uklasycznić swoją powieść. Szlachetność postaw i trwanie przy podstawowych wartościach przynosi bohaterom – niejako na przekór podłym czasom – ocalenie. Natomiast przejrzystość języka i lekkość stylu chronią czytelników przed zagubieniem się w nieprzyjaznym świecie. To właśnie prostota jest główną siłą napisanej z epickim rozmachem powieści Rankova – tej panoramy dziejów, na tle której rozgrywają się jednostkowe losy. Jest jednak coś, co rozbija tę klasyczność opowieści. To epizody, w których pojawiają się osoby odpowiedzialne za całe to polityczne zamieszanie – Miklós Horthy, Josef Tiso, Klement Gottwald czy Alexander Dubček. Epizody absurdalne i jawnie groteskowe. Dzięki nim powieść nabiera dodatkowych rumieńców. W tym kontekście „Zdarzyło się pierwszego września” jest podwójnym zwycięstwem literatury, która jednocześnie ocala i unieważnia. Ocala pamięć o pokoleniu, któremu przyszło żyć w heroicznych czasach, i próbuje unieważnić absurdy XX-wiecznej historii. Albowiem, jak pisze Rankov, „Wszystko jest wymyślone. Niczego nigdy nie było, nikt nigdy nie żył. Pierwszego września też nigdy nie było”. Wszystko zdarzyło się komu innemu i kiedy indziej. W nienormalnych czasach.
Pavol Rankov
"Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)"
tłum. Tomasz Grabiński
Słowackie Klimaty, Wrocław 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Polityce")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz