„Rosji umysłem nie pojmiesz” – pisał w XIX wieku rosyjski poeta
Fiodor Tiutczew. Niemal rówieśny mu Nikołaj Gogol postulował raczej
sięgnięcie po śmiech, gdyż tylko przy jego pomocy można rozbroić
tamtejszą rzeczywistość. Wacław Radziwinowicz w książce „Gogol w czasach
Google’a” łączy te dwie strategie autorskie – próbuje objąć Rosję
chłodnym umysłem, a jednocześnie pozostaje wyczulony na jej groteskowe i
absurdalne aspekty.
W efekcie powstała rzecz, dająca w miarę pełny i obiektywny obraz
współczesnej Rosji. Radziwinowicz, wieloletni moskiewski korespondent
„Gazety Wyborczej”, z uwagą przygląda się najgłośniejszym wydarzeniom,
które od 1998 roku znajdowały się na pierwszych stronach rosyjskich
gazet – jego autorskie komentarze to panorama Rosji post-Jelcynowskiej,
aspirującej do imperialnej wielkości, a zarazem nie mogącej się uwolnić
od grzechów przeszłości. Kraj, który portretuje Radziwinowicz, nie może
się pozbyć swojego dwulicowego charakteru. Chodzi między innymi o
rozdarcie między pędem ku światowości a nieznośną prowincjonalnością,
między zuniformizowaną potęgą a pijackim bełkotem, między uduchowieniem a
nowobogackimi pretensjami. Przede wszystkim jednak dwugłowy orzeł z
godła Federacji Rosyjskiej zdaje się patronować głównemu rozdźwiękowi –
między grozą a groteską. Tamtejsza groza to wojenne doświadczenia i
powojenne traumy, terrorystyczne ataki i mafijne porachunki, to
zabójstwa dziennikarzy i politycznych przeciwników, to wreszcie banalna
codzienność skorumpowanego na wszystkich szczeblach aparatu władzy.
Każdy z tych aspektów ma jednak swój humorystyczny awers. Radziwinowicz
pisze zarówno o „ładunku 200” (kto widział słynny film Aleksieja
Bałabanowa, ten wie, co kryje się pod tym mianem), o czarnych stronach
moskiewskiej multietniczności, o czeczeńskich
terrorystkach-samobójczyniach, jak i o wciąż popularnym sposobie
kamuflowania rzeczywistości na wzór wiosek potiomkinowskich, czy o
okólnikach dotyczących długości paznokci u rosyjskich urzędników. Groza
grozą, ale duch autora „Martwych dusz” wciąż unosi się nad Rosją. „U nas
w zasadzie każdy przyjęty na służbę państwową od razu zaczyna tyć.
Bierzemy młodego zgrabnego chłopaka, a on po kilku latach waży dobrze
ponad sto kilo i wygląda jak klasyczny dzierżymorda z pyskiem jak u
bohaterów Gogola” – mówi lekarz zajmujący się kondycją moskiewskich
urzędników, którzy większość spraw załatwiają przy łapówkarskich
kolacjach.
W tym kontekście zamieszczony na okładce blurb autorstwa Wiktora
Jerofiejewa („Sensacja! Okazuje się, że Rosję można zrozumieć”) uznać
należy za nie do końca trafiony. Konkluzja Jerofiejewa jest raczej
życzeniowa niż adekwatna do rzeczywistości. Książka Radziwinowicza
dobitnie pokazuje, że Rosji zrozumieć nijak się nie da. Można tylko
próbować, ale każda taka próba wywiedzie nas w pole. Rosja bowiem jest
tym bardziej fascynująca, im bardziej wymyka się rozumowi. „Gogol w
czasach Google’a” jest tego niezbitym dowodem.
Wacław Radziwinowicz
"Gogol w czasach Google'a"
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2013
(tekst ukazał się pierwotnie na stronie xięgarnia.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz