To zaskakujące, że w dobie zatrważających
wyników, które przynoszą badania nad czytelnictwem w Polsce, jedna po drugiej
ukazują się książki o przyjemności czytania i o bibliofilskich szaleństwach.
Ledwo
skończyliśmy lekturę „Książki o czytaniu” Justyny Sobolewskiej, a już dostajemy
do rąk „Młodszego księgowego” Jacka Dehnela, który jest w o tyle gorszej
sytuacji od dziennikarki „Polityki”, że jest pisarzem. Sam autor doskonale
zdaje sobie z tego sprawę i już na początku swojej książki zaznacza: „Zdrowy
rozsądek podpowiada, że poeci i prozaicy nie powinni brać się do krytyki
literackiej, podobnie jak malarze nie powinni się parać krytyką artystyczną, a
muzycy – muzyczną. Choćby dlatego, że środowisko artystów, bez względu na
uprawianą sztukę, składa się w sporej części z ludzi niebywale ambitnych,
łaknących sławy, nadwrażliwych, obrażających się łatwo o każdą recenzję, która
nie jest hymnem pochwalnym, a do tego połączonych w rozmaite jawne i niejawne
związki, koterie, stronnictwa, grupy wsparcia”. Dlaczego zatem autor „Lali”,
nie bacząc na konsekwencje takiego ruchu, zabiera się za komentowanie spraw
literackich? Z kilku powodów, które warto tutaj wymienić, ponieważ poniekąd
zakreślają horyzont tematyczny pomieszczonych w „Młodszym księgowym” tekstów.
Po pierwsze – Dehnel,
jako czynny bywalec i komentator internetowych portali literackich, zdążył się
uodpornić na ataki rozżalonych i sfrustrowanych mniej zdolnych kolegów po
piórze oraz literatów in spe. Jednym celnym zdaniem potrafi zastopować
małostkowe szarże rozżalonych wierszokletów, nie waha się również przed
napiętnowaniem „dzieł” autorów, u których samoocena zdaje się być w kompletnym
zaniku. Ta część książki, którą Dehnel poświęca „podopiecznym kopniętej muzy”,
jest fragmentem nieodparcie śmiesznym, a jednocześnie przerażającym, ponieważ
uświadamia czytelnikom, że ich peregrynacje lekturowe obejmują jedynie czubek wydawniczej
góry lodowej. Mieści się na nim nikły odsetek autorów, którym udało się odnieść
literacki sukces, natomiast poza zasięgiem wzroku pozostają nieprzebrane masy
autorów, u których rozbuchane ego pozostaje w zasadniczej rozbieżności z ich
literackimi możliwościami. Dehnel, opisując żałosne próbki pisarskie
internetowych napinaczy, nawiązuje w swoich tekstach do pamiętnych „Książek
najgorszych” Stanisława Barańczaka. Z tą różnicą, że w czasach rzeczywistości
internetowej praca komentatora literackiego jest o wiele trudniejsza niż w okresie PRL-u.
Książki wyśmiewane przez Barańczaka, choć były nieznośnymi pod względem
ideologicznym utworami klasy B, pozostawały wszak literaturą tworzoną przez
osoby, które przynajmniej w podstawowym stopniu opanowały pisarski warsztat.
Dzisiejsi radośni twórcy literatury naiwnej nie mają już żadnych hamulców, a
nieograniczona przestrzeń sieci, w której każdy grafoman znajdzie kącik dla
siebie, daje im dodatkowy asumpt do płodzenia kolejnych utworków-potworków.
Dehnelowi chciało się zgłębić tę otchłań. Chwało mu za podjęty trud, albowiem
wyłowił stamtąd kilka pereł, które kładzie przed swoimi czytelnikami. Ku
przestrodze.
Krytyczna
złośliwość rymuje się w pewien sposób z polemicznym stylem pozostałych tekstów
pomieszczonych w „Młodszym księgowym”; tekstów, które cechują się także
doraźnością. A doraźność, obok zawartości polemicznej, to wszak główny
wyznacznik felietonu (i tak też trzeba teksty te postrzegać – były on przecież
publikowane przez Jacka Dehnela w serwisie Wirtualna Polska właśnie jako
felietony). Jako felietonista zatem (a nie krytyk) Dehnel w osobistym, lekkim i
nieco zjadliwym tonie komentuje rzeczywistość polskiego życia kulturalnego. A
to wda się w korespondencyjny pojedynek z pewną dziennikarką i wykpi forsowaną
przez nią dość karkołomną woltę retoryczną, a to odniesie się do słów posłanki
Krystyny Pawłowicz, które ta wygłosiła po śmierci Wisławy Szymborskiej, a to
przypomni zaskakujące decyzje byłego ministra edukacji dotyczące kanonu lektur
szkolnych. Są to teksty celne i dowcipne, z publicystycznego punktu widzenia
nic im nie brakuje, aczkolwiek ich doraźność powoduje, że szybko tracą na
aktualności. Mało kto już pamięta (na szczęście mało kto chce pamiętać)
wiceministra Orzechowskiego odpowiedzialnego za zaskakujące reformy w spisie
lektur. Nieczytelny kontekst historyczno-polityczny i szybkie zmiany tematów,
którymi żyje opinia społeczna, powodują, że publicystykę autora „Saturna” można
podsumować trawestacją pytania, które na zasadzie anegdoty pojawia się w
tekście: „A pamięta pan, kto był wiceministrem edukacji ledwie osiem lat temu?”.
Na szczęście
doraźności w „Młodszym księgowym” nie ma zbyt wiele, nawet tej literackiej. Bo
choć Dehnel, jako jeden z niewielu współczesnych pisarzy, na bieżąco przygląda
się z uwagą wydarzeniom na scenie literackiej, to jego sympatie czytelnicze
(ale też kolekcjonerskie) sytuują się w zasadniczo odmiennych rejonach. Jacek
Dehnel, jako „młodszy księgowy”, jawi się bowiem nie jako krytyk i komentator,
ale przede wszystkim jako czytelnik, obsesjonat książki, misjonarz
bibliofilstwa. Stąd trzeci, i najważniejszy, bo poparty znaczącą większością
tekstów, powód, dla którego Dehnel z chęcią zabiera się za pisanie o czytaniu –
jego teksty, w których emocjonuje się antykwarycznymi znaleziskami, nie robią
żadnej krzywdy rówieśnym mu pisarzom. Są hołdem złożonym przyjemności czytania,
buszowania po księgozbiorach, odnajdywania tajemnych ścieżek łączących różne
teksty literackie. Felietony Dehnela są sprawozdaniem z zajmującej przygody,
którą jest książkomania. Ile frajdy przynosi takie coraz bardziej
ekstrawaganckie hobby, wie tylko ten, kto, jak Dehnel, ze sterty makulatury
upchniętej u bukinisty wyjmuje chociażby przedwojenny „Specjalny cennik
paryskich, amerykańskich i niemieckich gumowych i innych higienicznych środków
ochronnych dla mężczyzn i kobiet”. Kto odkrywa, że ksiązka dla dzieci „Opowieści
o Cebulku” Gianniego Rodariego ma wiele wspólnego z „Lampartem” di Lampedusy.
Kto bez wahani skłonny jest wydać fortunę na polski album zdjęć policyjnych z
lat 1933-1935. Najwięcej radości mają zaś czytelnicy, którzy współdzielą z
Dehnelem czytelniczo-bibliofilską pasję. „Młodszy księgowy” jest dla nich jak przepustka
do tajnego, ekskluzywnego klubu. Jest jak porozumiewawcze mrugnięcie okiem:
„Nie jesteście osamotnieni. Takich szaleńców jest więcej”.
Jacek Dehnel
"Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu"
W.A.B., Warszawa 2013
(tekst ukazał się pierwotnie w "Nowych Książkach")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz