Różne bywają przypadki w literaturze, ale niech ktoś
spróbuje wytłumaczyć coś takiego jak poniższa koincydencja (czy na pewno
koincydencja?). Trzy powieści. Autorzy – Węgier, Czech i Słowak. Czyli, patrząc
geograficznie, przedstawiciele krajów, których terytoria znajdują się w
obszarze Kotliny Pannońskiej, zwanej także Basenem Karpackim. Nie jest to
informacja bezzasadna, zwłaszcza w kontekście zastanawiających otwarć tych
trzech powieści. Zapraszam zatem na basen, czy raczej – na pływalnię.
Numer 1. Géza Ottlik „Szkoła na granicy”. Powieść, której pierwszy rozdział (a raczej pierwszy podrozdział pierwszego rozdziału) nosi tytuł „Szeredy na pływalni w 1957 roku”, zaś pierwsze zdanie wygląda następująco:
Staliśmy właśnie na
tarasie pływalni Lukács, oparci o kamienną balustradę, i patrzyliśmy na tłum
opalających się cywilów, kiedy Dani Szeredy bąknął coś pod nosem.
Numer 2. Josef Škvorecký, „Lwiątko”. Tytuł rozdziału
pierwszego: „Pływalnia”. Pierwsze zdanie:
– O tam, to ona! Ta
w niebieskojasnym kostiumie – powiedział Wacek.
I numer 3. Pavel Rankov, „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)”. W tytule pierwszego rozdziału zaskakujący brak wzmianki o pływalni (tytuł „1938”, kolejne rozdziały to kolejne lata, aż do 1968), ale Rankov z nawiązką nadrobi to niedopatrzenie, o czym za chwilę. Pierwsze zdanie już to zapowiada:
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku zaledwie kilka małych miast w
Republice Czechosłowackiej mogło pochwalić się własnym kąpieliskiem.
Trzy powieści, trzy
środkowoeuropejskie pływalnie. Z których najbardziej znana to oczywiście
Lukács, gdzie od czasu do czasu spotkać można także Krzysztofa Vargę, z czego
ten spowiada się w „Czardaszu z mangalicą”:
Zwiedziłem wszystkie budapeszteńskie kąpieliska, odwiedzałem je
metodycznie i jednocześnie zaciekle, teraz już, jak przystało na bywalca, bywam
głównie w Lukácsu.
O pływalni z „Lwiątka”, poza tym,
że praska, nie wiemy nic. Ta anonimowość jednak może być znacząca, o czym
również za chwilę. No i pływalnia w Levicach, przedwojenna duma
czechosłowackiego (potem przez kilka lat węgierskiego, później znów
czechosłowackiego, a obecnie słowackiego) miasteczka, która – pod nazwą Aqua
Garden Levice – istnieje do dzisiaj, choć w nieco innym kształcie. I właśnie
pływalnia levicka, choć prowincjonalna i najskromniejsza, wybija się spośród
tych trzech powieści na plan pierwszy, prześcigając literacko pływalnie ze
„Szkoły na granicy” i z „Lwiątka”. O ile bowiem Ottlik i Škvorecký rozpoczynają
akcję powieści na pływalniach, to potem już na nie raczej nie wracają. Dla
Rankova natomiast pływalnia w Levicach, na którą główni bohaterowie powracają w
kolejnych latach, urasta do rangi literackiego mikrokosmosu i staje się
poniekąd metaforą trudnego środkowoeuropejskiego losu. Zanim jednak przejdziemy
do uniwersaliów, popluszczmy się jeszcze trochę we wszystkich trzech basenach,
pobuszujmy po ich literackich opisach, bo warto.
Choćby dlatego, że oto trzej świetni autorzy wpadają na
podobny, bardzo podobny pomysł, by akcja powieści wystartowała na pływalni, by
tam właśnie przedstawić czytelnikowi bohaterów, by tam zadzierzgnęły się
pierwsze znajomości i wybuchły pierwsze konflikty. A wśród bohaterów sami
przedstawiciele świata męskiego; kobiety, jeśli do tego grona dołączą, to jako
męska zdobycz. Bo czymże może zajmować się na pływalni mężczyzna, niezależnie
od tego, czy jest uczniakiem czy statecznym urzędnikiem? Najpierw zachłanną
obserwacją roznegliżowanych ciał kobiecych, a potem walką z innymi samcami, by
te ciała ujarzmić. Napisałem „ciał kobiecych”? Mały błąd. U Ottlika ta
heteronormatywność jest leciutko rozmyta:
Gapiliśmy się na
ładne nagie brzuchy. Najchętniej na brzuchy dziewcząt.
U pozostałej dwójki wszystko jest jednak jasne – obiektem
fascynacji są wyłącznie kobiety.
I ja wpatrywałem się
w nadchodzącą dziewczynę. Jej kostium był rzeczywiście skąpy. Zakrywał zaledwie
sutki piersi i łono. Szła po murawie w naszą stronę, w jednej ręce niosła biały
ręcznik kąpielowy, w drugiej torbę z napisem „Scandinavian Airways”, a jej oczy
ukryte były za okularami odblaskowymi. Miała lśniące czarne włosy, obcięte
krótko, po chłopięcemu. Była smukła i bardzo piękna. Szła dumnie, nikogo nie
dostrzegając. („Lwiątko”)
U Rankova natomiast młodociani bohaterowie, w liczbie trzech
rozkoszowali się
wolnym popołudniem pierwszego dnia roku szkolnego, kiedy to jeszcze nie mieli
do odrobienia zadań domowych, i podziwiali koleżankę z klasy, Marię Belajovą.
Drobna piękność siedziała z rodzicami i młodszym bratem Jurajem niedaleko nich.
Dziewczyna zwykle nosiła włosy związane w potężny warkocz przypominający koński
ogon, ale teraz suszyła rozpuszczone gęste pasma.
Ponieważ chętnych do zdobycia pięknej kobiety jest zawsze
więcej niż norma przewiduje, dostęp do ewentualnej możliwości flirtu trzeba
sobie wywalczyć. A jak to zrobić na basenie? Strojąc się w piórka pływaka
doskonałego. Problem w tym, że nieraz ta wodna fanfaronada przybiera
nieoczekiwany obrót. Mamy zatem do czynienia – i u Škvoreckiego, i u Rankova –
z obowiązkowym schematem przebiegu akcji, w którym jeden z basenowych
absztyfikantów w niesławie zakończy swoje popisy, dając innym możliwość
wysforowania się na czoło. Przypadek? Nie ma w tym chyba żadnego przypadku.
Mężczyźni na basenie – jeśli tylko nie przyszli z kobietą – od razu się za
kobietami rozglądają. Samczy instynkt. A jeśli starczy im odwagi, próbują
czegoś więcej. Jeśli dwóch bohaterów „Szkoły na granicy” nie próbuje jednak
czegoś więcej, to tylko dlatego, że pisarz ma wobec nich chwilowo inne plany.
A co z czasem akcji? Czy został wybrany przypadkowo?
Spójrzmy na daty. Akcja powieści Rankova rozpoczyna się w 1938 roku (i trwa do
1968 – wybór tego akurat trzydziestolecia jest bardziej niż znamienny). U
Ottlika mamy rok 1957 (w basenowym preludium, potem cofamy się do lat
dwudziestych i czterdziestych XX wieku). „Lwiątko” Škvoreckiego – lata
sześćdziesiąte, przy czym data powstania powieści to rok 1969, co też nie
pozostaje bez znaczenia. Mamy więc do czynienia z momentami przełomowymi
historycznie. Tuż przed (u Rankova kilkanaście dni przed zwołaniem tragicznego
w skutkach dla Czechosłowacji układu monachijskiego) lub tuż po (rok po
powstaniu węgierskim u Ottlika). A zatem panuje atmosfera rozluźnienia. Albo
nie ma się jeszcze czym martwić, albo nie ma już się czym przejmować – idziemy popływać i pogapić się na dziewczyny.
Tym bardziej, że pogoda świetna:
Pierwszy września
1938 roku był słonecznym dniem, zatem niemal wszyscy znajdowali się na
kąpielisku. (Rankov)
Rzeczywiście, ten
lipcowy dzień 1957 roku był niezwykle upalny. (Ottlik).
Nie ma powodu, by zaprzątać sobie myśli czymś złym. Bawimy
się, cieszymy.
Niezliczona chmara
rodaków prażyła się w słońcu, okupując wszystkie trzy tarasy pływalni; leżaki i
ławki były zajęte do ostatniego miejsca. Nie czułem nawet obrzydzenia do tego
tłumu. Staruchy w kąpielówkach oraz młodzi ludzie nie denerwowali się, wręcz
przeciwnie, bardzo grzecznie czekali na swoją kolejkę pod prysznicem. Wszyscy
byliśmy pełni wzajemnej życzliwości. Ba, nawet miłości, które to uczucie maskowaliśmy
wyszukaną uprzejmością. („Szkoła na granicy”)
U Ottlika jest to radość z życia, z tego, że udało się
przetrwać. Najpierw w tytułowej szkole na granicy, gdzie kształci się
10-letnich chłopców na kadetów armii Horthyego, później – w czasie wojny – w
sojuszniczej armii Hitlera, a wreszcie w 1956 roku podczas zamieszek
towarzyszącym zdławieniu węgierskiej rewolucji. U Škvoreckiego ciężar
historyczny jest znacznie mniejszy, co zresztą jest wprost proporcjonalne do
ciężaru gatunkowego tej, było nie było, kryminalnej powieści popularnej (choć –
jak to u Škvoreckiego – napisanej tak, że dech zapiera). Bohaterowie „Lwiątka”
idą na basen nie po to, by cieszyć się, że uszli z życiem, ale po to, by
odreagować urzędniczą młóckę w wydawnictwie zajmującym się krzewieniem
socjalistycznej literatury. O kiepskim losie ówczesnych artystów oraz o
metodach ideologicznej indoktrynacji Škvorecký pisze już po Praskiej Wiośnie,
kiedy tamta miniona rzeczywistość nagle okazuje się mimo wszystko dość
liberalna (o czym może świadczyć fakt, że to właśnie w 1969 roku Škvorecký
wyemigrował – najpierw do USA, a potem do Kanady). No i Rankov. Na początku
jego powieści sytuacja jest odwrotna – bawiący na pływalni bohaterowie cieszą
się (nie do końca nieświadomie) ostatnimi dniami normalności. W następnych
latach normalnie już nie będzie. Nie tylko w małych Levicach, ale w całej
Europie Środkowej.
I oto pojawia się pytanie kardynalne. Dlaczego akurat
pływalnię trzej środkowoeuropejscy autorzy wybrali na miejsce, które najpełniej
ma pokazać zakręty historii? Odpowiedź (czysto hipotetyczna) – bo pływalnia
daje pełen przekrój społeczny. W wodzie jak w soczewce widać cały naród. Widać
nagą prawdę. W samych kąpielówkach lub w kostiumie bohaterowie obdarci są z ról
społecznych, stają się anonimowi i zunifikowani. Powieść Rankova najdobitniej
uwidacznia, że pływalnia jest jednym z niewielu, jeśli nie jedynym miejscem,
gdzie spotkać się mogą obywatele wszelkich stanów, narodowości i wyznań:
Niemal wszyscy
znajdowali się na kąpielisku. Dorośli z dziećmi i bez dzieci, młodzież i
starcy, mieszkańcy Levic i ludzie z okolicznych wsi, Węgrzy, Słowacy, Czesi,
Żydzi, Cyganie, rodzina Niemca Barthla i Bułgara Rankova. Byli tu demokraci,
liberałowie, konserwatyści, monarchiści, socjaliści, nacjonaliści, komuniści i
faszyści. Tylko anarchista Varga przebywał w Hiszpanii.
W następnych sezonach pływackich ten zestaw ulegnie
znacznym zmianom.
Zdaje się zatem, że pozornie przypadkowa powtarzalność motywu pływalni w literaturze środkowoeuropejskiej ma swój głębszy sens. Pływalnia – jednocząca społecznie bohaterów i uwypuklająca kapryśność historii – staje się wymowną metaforą (choć w wypadku Ottlika obecność Lukácsa w początkowej scenie powieści może być czymś naturalnym, biorąc pod uwagę niezwykłą popularność basenów i łaźni wśród Węgrów).
Zdaje się zatem, że pozornie przypadkowa powtarzalność motywu pływalni w literaturze środkowoeuropejskiej ma swój głębszy sens. Pływalnia – jednocząca społecznie bohaterów i uwypuklająca kapryśność historii – staje się wymowną metaforą (choć w wypadku Ottlika obecność Lukácsa w początkowej scenie powieści może być czymś naturalnym, biorąc pod uwagę niezwykłą popularność basenów i łaźni wśród Węgrów).
Ale skoro padły słowa „sezon pływacki”, warto zauważyć
jeszcze jeden przypadek (jeśli to przypadek). Otóż punkt wyjściowy
opublikowanej w 2008 roku powieści Rankova (opisać historię pewnego miejsca
poprzez ukazanie – rok po roku – wydarzeń związanych z lokalnym basenem) do
złudzenia przypomina schemat fabularny dokumentu słowackiego reżysera Petera
Kerekesa „66 sezonów” (z tym, że u Rankova sezonów jest mniej, Kerekes zajmuje się latami 1936-2002). Nie chcę bynajmniej
powiedzieć, że Rankov zapożyczył się u Kerekesa, choć opis filmu idealnie
pasuje do powieści (przy założeniu, że Koszyce zastępujemy Levicami):
Długometrażowy
dokumentalny debiut Kerekesa przedstawia historię Europy Środkowej na
przykładzie metaforyczno-metonimicznego modelu świata w miniaturze –
koszyckiej pływalni publicznej, „w której kąpała się historia” i która
staje się miejscem ożywania historii pierwszego wspólnego państwa Czechów
i Słowaków, Państwa Słowackiego (choć Koszyce od 1938 r. należały do
Węgier Horthyego), deportacji Żydów osiadłych w międzywojennej
Czechosłowacji, powojennej nacjonalizacji prywatnych przedsiębiorstw
i budowania nowego ustroju, odwilży lat sześćdziesiątych, okupacji
w 1968 roku, normalizacji itd.
(tutaj jednak mała różnica – Rankov w swojej powieści nie
objął okresu normalizacji, zamykając fabułę na 1968 roku).
Czy Rankov widział film Kerekesa z 2003 roku? Bardzo
możliwe – wszak to najwybitniejszy obecnie dokumentalista słowacki. Czy się nim
inspirował? Wyszukiwarka internetowa, gdy wpisać do niej „Rankov+Kerekes”,
pokazuje jedynie linki do nagrody banku Tatra, którą w 2009 roku w dziedzinie
kultury otrzymali między innymi Pavol Rankov za powieść „Zdarzyło się
pierwszego września (albo kiedy indziej)” oraz Peter Kerekes za film „Kucharze
historii”. Warto dodać, że w wersji oryginalnej film Kerekesa nosi tytuł „Jak
się gotuje historia”. W powieści Rankova historia kąpie się w basenie (jak w
debiucie dokumentalnym Rankova). Koło się zamyka.
W ogóle cały rejon środkowej Europy jawi się jako jeden
wielki basen (Karpacki), w którym obok spokojnie pływających Węgrów, Słowaków
czy Czechów kąpie się także historia. A nad wszystkim czuwa łaziebny z „Gulaszu
z turula” Krzysztofa Vargi:
Życie dla niego jest
jak woda w termach: zdrowa, ale jak się za długo posiedzi, to może zaszkodzić
na serce; przyjemna, ale jednak trochę śmierdzi; przychodzi się tu codziennie i
moczy w tej wodzie dla zdrowia, ale w pewnym momencie przestaje się
przychodzić, bo się umiera.
Géza Ottlik „Szkoła na granicy”, tłum. Tadeusz Olszański, W.A.B., Warszawa 2014
Pavol
Rankov „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)”, tłum. Tomasz
Grabiński, Słowackie Klimaty, Wrocław 2013
Josef
Škvorecký „Lwiątko”, tłum. Emilia Witwicka, PIW, Warszawa 1992
Krzysztof
Varga „Gulasz z turula”, Czarne, Wołowiec 2009
Krzysztof
Varga „Czardasz z mangalicą”, Czarne, Wołowiec 2014
(tekst ukazał się pierwotnie na stronie Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus")
Baseny ogrodowe Bestway to wysokiej jakości produkty, które gwarantują wytrzymałość i wygodę użytkowania. Marka Bestway jest znana z solidnych konstrukcji i innowacyjnych rozwiązań, które zapewniają maksymalną przyjemność z kąpieli. Baseny Bestway są dostępne w różnych rozmiarach i kształtach, co pozwala na idealne dopasowanie do każdego ogrodu.
OdpowiedzUsuń