Antologia poezji samizdatowej w wyborze i przekładzie Jerzego
Czecha to w istocie przegląd najważniejszych zjawisk poetyckich w
powojennej historii literatury radzieckiej i rosyjskiej. Żaden z
szesnastu autorów, poza Josifem Brodskim, nie jest u nas szerzej znany.
Puszkin,
Lermontow, Błok, Jesienin i inni klasycy – kanon poezji rosyjskiej jest
od dawna ustalony. Pomniki tych twórców stoją w wielu miastach. W
ostatnim półwieczu niewielu poetom udało się wdrapać na piedestał – być
może Okudżawie (choć ten postrzegany jest raczej jako bard niż jako
poeta), być może Brodskiemu (choć przez długie lata władze odmawiały mu
miana radzieckiego poety; rehabilitacji doczekał się dopiero za czasów
Federacji Rosyjskiej). Co ciekawe – i Okudżawa, i Brodski zaczynali w
drugim obiegu. W tzw. samizdacie buzowało prawdziwe życie literackie,
dalekie od socrealistycznych standardów i serwilistycznych postaw.
Wykluczeni z oficjalnych struktur twórcy – zrzeszeni wspólnie z
plastykami i muzykami w nieformalnych grupach – podkopywali swoją sztuką
radziecką rzeczywistość, kształtowaną przez propagandowe slogany i
skłamany optymizm. Obieg oficjalny, zawłaszczony przez seniorów ze
Związku Pisarzy Radzieckich, był zatęchłą trupiarnią, pełną zastygłych w
podziwie dla władzy wierszokletów. Nowy ton radzieckiej poezji nadawali
działający w opozycji do nich i wprowadzający ożywczy ferment
samizdatowcy. To właśnie oni położyli podwaliny pod współczesną sztukę
rosyjską. Samizdat stał się źródłem nowej literatury rosyjskiej.
O specyfice drugiego obiegu dają pojęcie już choćby same notki
biograficzne prezentowanych przez Czecha poetów. Niczym refren powtarza
się w nich rys wykluczenia – niemal każdy z autorów, mimo wyższego
wykształcenia, pozostawał na społecznym marginesie. Nie mogąc podjąć
normalnej pracy, najczęściej lądowali oni w kotłowniach i stróżówkach.
Jak pisze Iwan Achmietjew:
„tyle możliwości
popatrz
palacz stróż kopacz”.
Nie chcąc sławić partii i realizować w swojej twórczości odgórnych
wytycznych, samizdatowcy musieli zrezygnować z możliwości druku, z
popularności, z pieniędzy (budżet usiłowali łatać, pisząc książki dla
dzieci), w najgorszym wypadku – emigrowali. W zamian zyskiwali za to
swobodę artystyczną. Wybór był prosty – albo wierność doktrynie realizmu
socjalistycznego, albo literacki niebyt.
„jeśli nie zna go naród
co z niego za poeta
jeśli zna go cały naród
co z niego za poeta”.
Dualizm postaw twórczych i wyborów życiowych, o którym pisze
Achmietjew, był dla radzieckich twórców codziennością. W miarę upływu
czasu stawało się jednak jasne, że role zaczynają się zamieniać. Dało
się to odczuć już podczas pierestrojki. Po przełomie lat 90. samizdat
przeistoczył się w oficjalną przestrzeń kultury i doczekał się
rehabilitacji. Nie wszyscy jednak zdążyli tego doświadczyć. Najstarszy z
prezentowanych w antologii Czecha autorów, Jan Satunowski (1913-1982),
jeszcze w roku 1967 pisał:
„Nie jestem poetą.
Nie drukuję od trzydziestego ósmego.
Nie przypadam do smaku.
No i już zostanę taki.
Wiem tylko, że te wasze ważne wiersze,
to mało ważne, to nieważne wiersze.
Wy tam je sobie druku, druku, druku…
A ja wam gwóźdź do trumny; stuku, stuku”.
Satunowski przewidział zwycięstwo samizdatu (jego pierwsza książka,
zatytułowana adekwatnie „Chcę zaznać pośmiertnej sławy”, ukazała się
dopiero w 1992 roku) i śmierć „nieważnej” poezji.
Do śmierci tej walnie przyczynili się właśnie samizdatowcy,
podkopując przez dziesięciolecia oficjalną poezję. Ich głównym
narzędziem była ironia. Niezależnie od tego, czy byli minimalistami, czy
pisali długie poematy, czy byli konceptualistami, czy socartowcami
(socart to artystyczny odpowiednik popartu), czy preferowali wiersz
wolny albo rymowali, krytycznie odnosili się tradycji rosyjskiej
literatury, kpili z oficjalnych świętości, burzyli spokój zwykłych
obywateli, psuli krew partyjniakom. Sięgali po żywy język ulicy,
opisywali wstydliwe tematy (Igor Cholin portretujący w „Mieszkańcach
baraku” biedotę z prowincji), nierzadko wpadali w wulgarność (jak choćby
Brodski w publikowanym po raz pierwszy w polskim tłumaczeniu poemacie
„Przedstawienie”). Krytyczny stosunek do radzieckiej rzeczywistości
widać i w „Pochodzie idiotów” Gienricha Sapgira, i w „Skardze
ludożerców” Władimira Uflanda (zaczynającej się od wyznania „Myśmy naród
ludojadów”), i w wierszu Aleksandra Makarowa-Krotkowa:
„co my tu w Rosji umiemy
chyba tylko
mówić po rosyjsku”.
Szargali świętości, kpiąc z Czajkowskiego („O Piotrze” Igora
Irtieniewa), a nawet szydząc z biografii Lenina, jak w wierszu „Kiedy
Lenin był mały”, w którym Timor Kibirow ironizuje na temat oficjalnego
kultu wodza rewolucji. Lenin – jako bóstwo – rodzi się z dziewicy:
„…musiał (choćby jeden)
plemnik nawiedzić części rodne Marii
Aleksandrowny… Rzecz wprost niepojęta”.
Jest w poezji samizdatowców niezgoda na oficjalne wytyczne, jest
kpina z tradycji, jest przybieranie masek, jest żart, jest czarny humor,
jest nawet perfidia. Jest też – może nawet przede wszystkim – mocowanie
się z własną rosyjskością. Jakkolwiek ironicznie nie brzmiałyby frazy
samizdatowców piętnujących ograniczenie rosyjskiego chłopa, wewnętrzną
pustkę mieszczan z Moskwy, zakłamanie deputowanych Dumy, widać, że matka
Rosja jest dla nich tematem najważniejszym. I najpoważniejszym. Nawet
Wsiewołod Niekrasow, czołowy konceptualista, stosujący w wierszach
zabiegi lingwistyczne, pozostawał nieobojętny na polityczną
rzeczywistość:
„przyczyna śmierci
życie
na tym świecie
a bezpośrednia
przyczyna śmierci
życie
w Moskwie”
Dzięki takim właśnie wierszom, niewygodnym i przekornym, poeci samizdatu wdrapali się na piedestał.
„Wdrapałem się na piedestał,
Stoję i duma mnie rozpiera.
A tu się gliniarz wydziera,
Bym na piedestale nie stał.
Ukaże mnie zaraz mandatem!
A mnie forsy brakuje stale.
Nie stać mnie wyraźnie na to,
Żeby stać na piedestale”.
Autor przywołanego wiersza, Oleg Grigorjew, ma rację – samizdatowców
mimo wszystko nie stać, by kamienieć na poetyckim cokole. Nie tylko
finansowo. Ich poezja jest bowiem zbyt niepokorna, zbyt żywiołowa i
bezkarna, by dała zakląć się w marmur. I – przede wszystkim – jest
ciągle żywa.
"Wdrapałem się na piedestał. Nowa poezja rosyjska"
wybór i przekład - Jerzy Czech
Czarne, Wołowiec 2013
(tekst ukazał się pierwotnie na portalu xiegarnia.pl - http://xiegarnia.pl/recenzje/ciagle-zywy-samizdat/)
genialnie, że w końcu o poezji. szewc bez butów chodzi, Maćku:)
OdpowiedzUsuń