MACIEJ ROBERT: Jesteś powieściopisarzem, autorem scenariuszy
komiksowych i filmowych, ale też muzykiem. Oddzielasz jakoś te profesje?
JAROSLAV RUDIŠ:
Czasami mi się to wszystko myli. Ale jeszcze nie było tak, żebym na
spotkanie literackie przyszedł z gitarą. Teraz występuje w Łodzi jako
pisarz, ale kilka lat temu przyjechałem do was jako autor komiksu „Alois
Nebel”. Niewiele z tego pobytu pamiętam. Tylko nie pytaj, dlaczego (śmiech).
Promowałeś niedawno w kilku polskich miastach powieść „Grandhotel”. Czy Polacy są podobni do tych cwaniaków, których opisujesz w komiksie?
Promowałeś niedawno w kilku polskich miastach powieść „Grandhotel”. Czy Polacy są podobni do tych cwaniaków, których opisujesz w komiksie?
Polski
cwaniak to stereotyp, który od dawna pokutuje w czeskiej świadomości.
To powoli się zmienia, ale niestety ciągle jeszcze przedstawiciele
starszego pokolenia hołubią obraz zapamiętany z lat 70. i 80., kiedy to
Polacy pielgrzymowali przez wszystkie kraje demokracji ludowej
handlując, czym tylko się dało. W „Aloisie Nebelu” chcieliśmy nieco
zmienić to niesprawiedliwe spojrzenie na Polaków, dlatego pojawia się
tam dość tajemnicza postać mściciela, który przyjeżdża do Czech
z siekierą w ręce, żeby pomścić stare krzywdy sprzed wielu lat. To taki
sympatyczny morderca. Nazywa się Niemy, przez cały czas akcji wypowiada
może trzy słowa. W adaptacji filmowej nie mówi już nic, tylko wymachuje
siekierą. „Alois Nebel” to mroczny western z Sudetów. Atmosfera jest
naprawdę przygnębiająca. Wciąż pada tam deszcz, a jak nie pada deszcz,
to pada śnieg, a jak nie pada ani deszcz, ani śnieg, to przynajmniej –
poniekąd zgodnie z tytułem – musi być mgła [nebel – niem. mgła – przyp. MR]. A głównym bohaterem mojej powieści „Grandhotel” jest niejaki
Fleischman, metereolog-amator, mieszkający w Libercu, na pograniczu
czesko-niemieckim. Często pada tam deszcz – może dlatego mieszkańcy
Liberca są melancholijni, sprawiają wrażenie, jakby ciągle żyli
w jakiejś poczekalni. Wiedzą, że jak tylko zacznie padać, to będzie
padało bardzo długo.
Bílý Potok, miasteczko z „Aloisa Nebela”, leży z kolei na pograniczu czesko-polskim. Tereny przygraniczne mają dla ciebie szczególne znaczenie.
Bílý Potok, miasteczko z „Aloisa Nebela”, leży z kolei na pograniczu czesko-polskim. Tereny przygraniczne mają dla ciebie szczególne znaczenie.
Bardzo
lubię czeskie pogranicza. Gdy porównamy je choćby z Pragą, to okazuje
się, że rozreklamowana stolica jest przeraźliwie nudna – to miasto,
w którym turyści spotykają turystów. Pogranicze to miejsce w pewnym
zawieszeniu, a jednocześnie przestrzeń, w której wszystko wydaje się
zwielokrotnione. Pogranicze jest surowe, ma posmak oryginalności. Poza
tym to tereny przesiąknięte historią. Ale w Libercu raczej nie mówiło
się o obecności Niemców – przed 1989 rokiem to był temat tabu.
Tereny przygraniczne zawsze przyciągały uwagę pisarzy. Weźmy choćby Olgę Tokarczuk. Nawiasem mówiąc – Olga Tokarczuk jest fanką komiksu „Alois Nebel”. Tak się polubiliśmy, że Jaromir 99 (autor graficznej strony komiksu) zilustrował jej powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Trudna historia wydobywana na światło dzienne to ważna część Twoich książek.
Tereny przygraniczne zawsze przyciągały uwagę pisarzy. Weźmy choćby Olgę Tokarczuk. Nawiasem mówiąc – Olga Tokarczuk jest fanką komiksu „Alois Nebel”. Tak się polubiliśmy, że Jaromir 99 (autor graficznej strony komiksu) zilustrował jej powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Trudna historia wydobywana na światło dzienne to ważna część Twoich książek.
Temat
wypędzeń jest w Czechach aktualny, zwłaszcza w takich miejscach jak
Liberec, gdzie ludzie wciąż mieszkają w domach, które kiedyś należały do
Niemców. Zresztą cała Europa Środkowa jest pełna duchów. Nie potrafię
myśleć o historii w innych kategoriach.
Staram się jednak zawsze pisać o trudnych tematach z humorem. Jestem przecież Czechem. Choć humor jest maską, którą nakładamy na twarz, by nie pokazać, że tak naprawdę jesteśmy całym tym życiem mocno przygnębieni. Dlatego bardzo mi się podoba polska literatura – mówi o ważnych sprawach, nie strojąc przy tym głupich min. A Czesi nie są poważnym narodem. Czasami się boję, ze zaśmiejemy się na śmierć. Ostatnio rozmawiałem z kilkoma czeskimi pisarzami o tym, czego nie wypada napisać w czeskiej książce. I okazało się, że pojawia się kłopot, gdy bohater ma powiedzieć „kocham cię”, a nie jest to komedia. Trudno wydobyć z Czechów inne emocje niż śmiech. Zawsze musimy ten najbardziej emocjonalny moment obrócić w żart. W Czechach, kiedy mówisz „kocham cię”, musisz zaraz dodać „czasami”, albo jakieś inne słowo, które rozładuje zbyt napiętą atmosferę.
Wydaje mi się, że jesteś spadkobiercą pisarzy z nurtu rubasznego. Gdybym miał znaleźć dla Twoich książek jakichś patronów, byliby to Josef Škvorecký i Bohumil Hrabal.
Staram się jednak zawsze pisać o trudnych tematach z humorem. Jestem przecież Czechem. Choć humor jest maską, którą nakładamy na twarz, by nie pokazać, że tak naprawdę jesteśmy całym tym życiem mocno przygnębieni. Dlatego bardzo mi się podoba polska literatura – mówi o ważnych sprawach, nie strojąc przy tym głupich min. A Czesi nie są poważnym narodem. Czasami się boję, ze zaśmiejemy się na śmierć. Ostatnio rozmawiałem z kilkoma czeskimi pisarzami o tym, czego nie wypada napisać w czeskiej książce. I okazało się, że pojawia się kłopot, gdy bohater ma powiedzieć „kocham cię”, a nie jest to komedia. Trudno wydobyć z Czechów inne emocje niż śmiech. Zawsze musimy ten najbardziej emocjonalny moment obrócić w żart. W Czechach, kiedy mówisz „kocham cię”, musisz zaraz dodać „czasami”, albo jakieś inne słowo, które rozładuje zbyt napiętą atmosferę.
Wydaje mi się, że jesteś spadkobiercą pisarzy z nurtu rubasznego. Gdybym miał znaleźć dla Twoich książek jakichś patronów, byliby to Josef Škvorecký i Bohumil Hrabal.
Škvorecký! Ciekawe porównanie, coś w tym jest. Ale moim prawdziwym nauczycielem i mistrzem jest Hrabal. Nie wiem, czy w ogóle bym zaczął pisać, gdyby nie Hrabal. Cenię również Milana Kunderę, ale Hrabal najlepiej potrafił oddać emocje. Wiem, że w Polsce jest niezwykle popularny. Podobnie jak na Węgrzech. Polakom wydaje się, że Hrabal jest polskim autorem, Węgrom – że węgierskim. To zresztą mówi bardzo dużo o tym, jak spójna jest literatura środkowoeuropejska. Nasze literatury czerpią z siebie nawzajem – bardzo lubię na przykład książkę Pawła Huellego „Mercedes Benz”, która jest przecież rozmową z Hrabalem.
(fragment rozmowy, która ukazała sią na stronie dwutygodnik.com.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz