Znakomity
powieściopisarz w swoim eseju rozgrzebuje zbiorową (nie)pamięć Niemców.

Niemiecka
literatura nie pozostała obojętna na wydarzenia ostatnich lat wojny, lecz
bombardowanie niemieckich miast i jego skutki w zastanawiający sposób, jak
zauważa Sebald, pozostały na marginesie pisarskich zainteresowań. Powojenna
„literatura ruin” zajmowała się raczej autorskim definiowaniem własnej
tożsamości w zderzeniu z rzeczywistością, która rodziła się na zgliszczach. O
tym, jak te zgliszcza powstawały, niemieccy autorzy solidarnie milczeli (trudno
za wyczerpującą relację uznać jeden z końcowych passusów „Doktora Faustusa” lub
mało znaną, wczesną powieść Bölla „Anioł milczał”, która ukazała się zresztą
dopiero w 1992 roku, niemal pół wieku od jej stworzenia!). Dlaczego o wojennym
zniszczeniu Niemiec, pyta Sebald, opowiadali wyłącznie obcokrajowcy, jak choćby
Stig Dagerman w przejmującej „Niemieckiej jesieni” (wydanej niedawno w polskim
tłumaczeniu)? Dlaczego niemieckie książki o wojnie powietrznej można policzyć na
palcach i dlaczego są to utwory, które należy zbyć machnięciem ręki, lub, jak
czyni to Sebald, znęcać się nad ich mizerią, wytykając im „ideologiczne
otumanienie”, „pseudohumanistyczne filozofizmy”, „całą obleśność, cały
arcyniemiecki rasistowski kicz”? Ten brak wielkiej niemieckiej wojennej epopei
jest według Sebalda zaskakującą zmową, ogólnonarodową tajemnicą, hańbiącym
stabuizowaniem przeszłości. Sebald posuwa się nawet dalej i uważa, że skrzętne
ukrywanie tego trupa w szafie było jednym z katalizatorów późniejszego cudu
gospodarczego Niemiec, „niewygasłym strumieniem psychicznej energii”.
Kontrowersyjne? A jakże! I to zarówno dla Niemców, jak i dla czytelników z
krajów, które podczas wojny wycierpiały ze strony hitlerowskich Niemiec
najwięcej.
A przecież, jak
przekonuje Sebald, ten zarzucony temat byłby dla literatury niemieckiej nie
tylko koniecznym psychoanalitycznym seansem, ale także źródłem kapitalnego
materiału fabularnego. Choć akurat powieść fabularna wydaje się, w swoim
dążeniu do nadmiernej fikcjonalizacji, niezbyt adekwatnym gatunkiem do oddania pełni
wojennej grozy. Ton reportersko-eseistyczny byłby w tym wypadku o wiele
bardziej wskazany. Przymiarki do właściwego opisu niemieckich doświadczeń
tamtych lat Sebald daje właśnie w swoim eseju przy okazji cytowania bądź
nawiązywania do ówczesnych relacji dokumentalnych. „Wojna powietrzna i
literatura” jawi się wszak jako notatki do arcydzieła, które mogłoby wstrząsnąć
niemiecką literaturą. Arcydzieła, które nie zdążyło powstać.
PS. Polskie tłumaczenie "Wojny powietrznej i literatury" ukazuje się zaledwie kilka miesięcy po publikacji "Pożogi" niemieckiego historyka Jörga Friedricha (zobacz notę o książce). Po lekturze książki Sebalda warto zapoznać się także z tym frapującym dokumentem.
PS. Polskie tłumaczenie "Wojny powietrznej i literatury" ukazuje się zaledwie kilka miesięcy po publikacji "Pożogi" niemieckiego historyka Jörga Friedricha (zobacz notę o książce). Po lekturze książki Sebalda warto zapoznać się także z tym frapującym dokumentem.
W. G. Sebald
„Wojna
powietrzna i literatura”
tłum. Małgorzata
Łukasiewicz
W.A.B., Warszawa
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz