Znakomity
powieściopisarz w swoim eseju rozgrzebuje zbiorową (nie)pamięć Niemców.
W. G. Sebald,
autor eseistycznych powieści opowiadających często o losach ludzi ocalonych z
Zagłady, po raz kolejny przygląda się wojennej katastrofie i jej skutkom. W
wygłoszonych w Zurychu w 1997 roku wykładach (wydanych później w eseistycznej
formie pod tytułem „Wojna powietrzna i literatura”) niemiecki pisarz zmienia
jednak punkt widzenia – tym razem pisze o swoich rodakach nie jako o katach,
ale ofiarach. Na początku eseju Sebald przytacza garść danych statystycznych, o
których zwykle nie pamięta się w zażartych dyskusjach nad kwestiami wojennych zniszczeń
i ich moralnych następstw. Oto podczas 400 000 nalotów samoloty
angielskiej RAF zrzuciły na niemieckie miasta milion ton bomb. (W efekcie
bombardowań zginęło 600 000 osób cywilnych, a siedem i pół miliona osób
straciło swoje domostwa. Sebald (który stosował jedynie inicjały swych imion,
gdyż uważał je za nazistowskie) daleki jest jednak od oskarżania aliantów i
zdaje się, podobnie jak większość obywateli niemieckich, którzy w alianckich
nalotach widzieli sprawiedliwą karę, opowiadać za ideą odpowiedzialności
zbiorowej: „Naród, który w obozach wymordował i zamęczył na śmierć miliony
ludzi, nie mógł przecież wypytywać zwycięskich mocarstw o logikę polityki
militarnej, która podyktowała zburzenie niemieckich miast”. Niemieckiego autora
zajmuje zgoła inny problem – dlaczego tak dojmujące doświadczenie, które
zaważyło na co najmniej kilkudziesięcioletniej powojennej przeszłości
nadreńskiego kraju, nie doczekało się literackiej transpozycji?
Niemiecka
literatura nie pozostała obojętna na wydarzenia ostatnich lat wojny, lecz
bombardowanie niemieckich miast i jego skutki w zastanawiający sposób, jak
zauważa Sebald, pozostały na marginesie pisarskich zainteresowań. Powojenna
„literatura ruin” zajmowała się raczej autorskim definiowaniem własnej
tożsamości w zderzeniu z rzeczywistością, która rodziła się na zgliszczach. O
tym, jak te zgliszcza powstawały, niemieccy autorzy solidarnie milczeli (trudno
za wyczerpującą relację uznać jeden z końcowych passusów „Doktora Faustusa” lub
mało znaną, wczesną powieść Bölla „Anioł milczał”, która ukazała się zresztą
dopiero w 1992 roku, niemal pół wieku od jej stworzenia!). Dlaczego o wojennym
zniszczeniu Niemiec, pyta Sebald, opowiadali wyłącznie obcokrajowcy, jak choćby
Stig Dagerman w przejmującej „Niemieckiej jesieni” (wydanej niedawno w polskim
tłumaczeniu)? Dlaczego niemieckie książki o wojnie powietrznej można policzyć na
palcach i dlaczego są to utwory, które należy zbyć machnięciem ręki, lub, jak
czyni to Sebald, znęcać się nad ich mizerią, wytykając im „ideologiczne
otumanienie”, „pseudohumanistyczne filozofizmy”, „całą obleśność, cały
arcyniemiecki rasistowski kicz”? Ten brak wielkiej niemieckiej wojennej epopei
jest według Sebalda zaskakującą zmową, ogólnonarodową tajemnicą, hańbiącym
stabuizowaniem przeszłości. Sebald posuwa się nawet dalej i uważa, że skrzętne
ukrywanie tego trupa w szafie było jednym z katalizatorów późniejszego cudu
gospodarczego Niemiec, „niewygasłym strumieniem psychicznej energii”.
Kontrowersyjne? A jakże! I to zarówno dla Niemców, jak i dla czytelników z
krajów, które podczas wojny wycierpiały ze strony hitlerowskich Niemiec
najwięcej.
A przecież, jak
przekonuje Sebald, ten zarzucony temat byłby dla literatury niemieckiej nie
tylko koniecznym psychoanalitycznym seansem, ale także źródłem kapitalnego
materiału fabularnego. Choć akurat powieść fabularna wydaje się, w swoim
dążeniu do nadmiernej fikcjonalizacji, niezbyt adekwatnym gatunkiem do oddania pełni
wojennej grozy. Ton reportersko-eseistyczny byłby w tym wypadku o wiele
bardziej wskazany. Przymiarki do właściwego opisu niemieckich doświadczeń
tamtych lat Sebald daje właśnie w swoim eseju przy okazji cytowania bądź
nawiązywania do ówczesnych relacji dokumentalnych. „Wojna powietrzna i
literatura” jawi się wszak jako notatki do arcydzieła, które mogłoby wstrząsnąć
niemiecką literaturą. Arcydzieła, które nie zdążyło powstać.
PS. Polskie tłumaczenie "Wojny powietrznej i literatury" ukazuje się zaledwie kilka miesięcy po publikacji "Pożogi" niemieckiego historyka Jörga Friedricha (zobacz notę o książce). Po lekturze książki Sebalda warto zapoznać się także z tym frapującym dokumentem.
PS. Polskie tłumaczenie "Wojny powietrznej i literatury" ukazuje się zaledwie kilka miesięcy po publikacji "Pożogi" niemieckiego historyka Jörga Friedricha (zobacz notę o książce). Po lekturze książki Sebalda warto zapoznać się także z tym frapującym dokumentem.
W. G. Sebald
„Wojna
powietrzna i literatura”
tłum. Małgorzata
Łukasiewicz
W.A.B., Warszawa
2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz