Dom nad Oniego był do tej pory dla Mariusza Wilka chwilową przystanią
między podróżami, miejscem wytchnienia, początkiem i końcem każdej
tropy. Aż wreszcie przerodził się w punkt docelowy, w którym włóczęga
stał się – czy definitywnie? – pustelnikiem, który z zaonieżskiej
głubinki przepowiada zmierzch pogrążonej w symulakrach zachodniej
„syfilizacji”. Skąd to nagłe zatrzymanie i rezygnacja z życia w drodze?
Powody są dwa. Po pierwsze – autor „Wołoki” poczuł, że „rokom coraz
bliżej do wyjścia”, czyli, tłumacząc z „wilczego wolapiku” na nasze,
jest już za stary na podróżowanie. Po drugie – narodziny córki
zakotwiczyły pisarza na dobre w Kondzie Biereżskiej, a jednocześnie
pozwoliły znacznie poszerzyć życiowy horyzont. Wpatrywanie się w oczy
dziecka i objaśnianie Martuszy świata nieoczekiwanie stało się dla Wilka
najważniejszą ze wszystkich podróży.
Rozpięty między dziennikiem a esejem „Dom włóczęgi” jest dzięki
intymnej atmosferze najbardziej wyciszoną i kontemplacyjną książką
Wilka. Książką, w której duchowa wyprawa w poprzek czasu staje się
ważniejsza od eksploracyjnej gorączki jego poprzednich utworów. Ponad
wędrówki po obrzeżach Rosji autor przedkłada w niej podróż w głąb
prywatnego mikrokosmosu. Tropa Wilka wiedzie teraz wśród słów (dużo tu
refleksji nad dziełami pokrewnych mu autorów – Chatwina, Nootebooma,
Bouviera, Thubrona) i obrazów – ze świecą szukać we współczesnej
polszczyźnie tak prześwietnych opisów upartego trwania natury. I coraz
wyraźniej biegnie ku temu, co niewypowiedziane.
Ostatni, jak zapowiada autor, tom „Dziennika Północnego” jest
uspokojeniem oddechu, namysłem nad biegiem rzeczy. I tak też należy go
czytać – w tempie medytacyjnym.
Mariusz Wilk
"Dom włóczęgi"
Noir sur Blanc, Warszawa 2014
(tekst ukazał się pierwotnie na stronie xiegarnia.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz