Powieść Jaroslava Rudiša jest, zgodnie z tytułem, punkowa – prosta jak
trzy akordy i szczera jak darcie mordy. Ale też nostalgiczna. I mądra.
Jaroslav Rudiš reinterpretuje w
„Końcu punku w Helsinkach” legendę o kultowej parze punk rocka, Sidzie i Nancy,
osadzając ją w środkowoeuropejskim kontekście demoludów. Sidem jest NRD-owski
punkowiec Ole, który w roku 1987 przyjeżdża do Pilzna na koncert zespołu Die
Toten Hosen, Nancy zaś to 17-letnia Czeszka, pragnąca uciec do zachodnich
Niemiec, by zaznać upragnionej wolności. Okazuje się, że to właśnie w tamtym
miejscu i w tamtym czasie, w Czechosłowacji doby Husáka i w przaśnych wschodnich
Niemczech Honeckera, ta punkowa historia miłości tragicznej nabiera właściwego
znaczenia. Hasło „No future” pasowało bowiem o wiele bardziej do
socjalistycznej beznadziei niż do wspieranego przez przemysł muzyczny sztucznie
wykreowanego buntu angielskich nastolatków. Dla ówczesnych młodych ludzi z
Czechosłowacji, wschodnich Niemiec i reszty socjalistycznego obozu przyszłość
naprawdę nie istniała. Nancy z szarego Jesenika, walcząc na swój sposób z
systemem (między innymi za pomocą ignorowania interpunkcji w swoim dzienniku)
celnie zdiagnozowała stan umysłu jej rówieśników z krajów demokracji ludowej:
„Włączysz radio i leci gówno albo Vondračkova. Włączysz telewizor a tam gówno
albo seriale o komunistach. Wychodzisz na dwór i też gówno”. Ucieczką z tego
gównianego świata pozostawała muzyka, bunt i marzenia. Kiedy jednak marzenia
się ziściły, a znienawidzony system upadł, okazało się, że w nowej
rzeczywistości nie ma miejsca na dawne młodzieńcze ideały.
Rudiš umiejętnie konfrontuje świat
socjalizmu i kapitalizmu, zderzając zapiski Nancy z współczesną narracją Olego,
który w zjednoczonych już Niemczech próbuje żyć na punkową modłę, prowadząc
wskrzeszającą atmosferę dawnych lat knajpę o nazwie Helsinki. Tyle tylko, że –
jak mawia klasyk – bunt mu się nieco ustatecznił, a poza tym w nowym świecie
nie ma już miejsca dla takich dinozaurów jak on. Tę smutną prawdę o końcu
pewnego mitu i o zgorzknieniu dzisiejszych czterdziestolatków Rudiš podaje w
iście punkowy sposób – liczy się prostota, energia i emocje. Ale między
wierszami znajdzie się też miejsce na refleksję o tym, że prawdziwą walkę
staczamy przede wszystkim nie z realnym bądź wyimaginowanym systemem, ale sami
z sobą, z własną pamięcią i z błędami przeszłości. I jeszcze – że bunt jest
niezależny od politycznych i społecznych uwarunkowań, albowiem jest wytworem
młodych serc i gorących głów. Przekazuje się go niczym pałeczkę następnym
pokoleniom, które co prawdą mają już inną muzykę i żyją w innej rzeczywistości,
ale nadal buzuje w nich wściekłość i na swój sposób chcą zmieniać świat.
Jaroslav Rudiš
"Koniec punku w Helsinkach"
tłum. Katarzyna Dudzic
Czeskie Klimaty, Wrocław 2013
Koniecznie muszę zdobyć!
OdpowiedzUsuń