Oryginalny styl Hrabala narodził się w knajpie – przekonuje o tym zbiór
tekstów „Życie bez smokingu”.
Kim byłby Bohumil Hrabal bez
knajpy? Jak wyglądałaby książki najsłynniejszego czeskiego pisarza, gdyby nie
przyswoił on żywiołu potocznej mowy, gdyby nie przesiąkł morzem opowieści
snutych przy piwie? Nieprzypadkowo jeden ze zbiorów opowiadań Hrabala nosi
tytuł „Bar Świat” – bar był dla niego światem, świat był dla niego barem.
Opowieść zaś – całym życiem. „Ileż to ja zaliczyłem takich pogwarek, będzie z
kilkadziesiąt tysięcy, chyba z taką samą liczbą osób przesiadywałem w knajpach
i pewnie też kilkadziesiąt tysięcy upaprałem nie tyle swoja gadką, ile
dialogiem, który czasami przeradzał się w wykład” – pisze w zamieszczonej w
„Życiu bez smokingu” „Gawędzie knajpianej”. Jej biesiadujący bohaterowie
przekrzykują się, byle tylko opowiedzieć własną historię. A wraz z nimi sam
Hrabal, czekający na dogodną chwilę, aby uchyliły się drzwi rozmowy – „a wtedy
wepchnę w nie nogę i powiem to, co według mnie powinien wiedzieć nie tylko ten
stół, ale cała knajpa, ba, więcej, całe miasto, kraj, świat…”.
Właściwie wszystkie teksty z tego
tomu (będące w zasadzie tekstami rozproszonymi, ostatkami ze spuścizny Hrabala)
aspirują do miana knajpianych gawęd, w których pisarz opowiada nam o
najważniejszych dla siebie sprawach. Mówi więc o dzieciństwie spędzonym w
Nymburku, o swoim gadatliwym stryju Pepinie i podobnych mu „dzieciach Bożych” –
trochę szaleńcach, trochę malowniczych nadwrażliwcach. Choćby o starej
Laszmanovej, która chodziła po mieście owinięta w firankę i, przekonana, że
jest właścicielką ziemską, rozdawała swóje grunty. Albo o panu Rużiczce,
sraczowym (jak to ładnie określa Hrabal),
który porównywał się do księdza-spowiednika, ponieważ oczyszczał ludzi –
może nie z grzechów, ale z nieczystości. Każda z tych postaci to „Ein Trottel
von Neuenburg”, kretyn z Nymburka, który zmarł w zapomnieniu lub skończył w
domu wariatów w Rożdialovicach. Nikt by ich nie pamiętał, gdyby nie Hrabal i
ocalająca moc jego gawędziarskiej prozy.
Hrabal przypomina także swojego
przyjaciela Vladimira Boudníka, grafika-abstrakcjonistę, który powołał do życia
eksplozjonalizm, styl równie intrygujący jak action painting Pollocka. Tyle, że
Boudník nie zdobył światowego rozgłosu – jego środowiskiem naturalnym nie były
bowiem artystyczne galerie, tylko huta, w której musiał pracować (dodajmy –
razem z Hrabalem). Jednak nawet ten najbardziej ponury okres komunistycznego
zniewolenia był dla Hrabala czasem magicznym. Miał przecież swoją ukochaną
Libeń, robotniczą dzielnicę Pragi, w której mieszkał obok cygańskich rodzin,
miał swoich przyjaciół, miał swoją maszynę do pisania marki Underwood, na
której pisał z prędkością karabinu maszynowego. Miał wreszcie swoje knajpy, z
których wracał do mieszkania przy ulicy Na Grobli przepełniony opowieściami. Do
tych tragikomicznych historyjek dodawał przesycone poezją „zdania, które
wynikły z sumy wewnętrznych doświadczeń”, dorzucał także szczyptę lekturowych
wrażeń (był przecież doktorem praw) – i w ten sposób powstawały jego
niepowtarzalne literackie gawędy. Gawędy pana Hrabala, którymi obdarował
czytelników. I zostawił nas z nimi sam na sam. Zostaliśmy tak, w czytelniczym
zachwycie, niczym jego współbiesiadnicy z knajpy Pod Złotym Tygrysem: „Wszyscy
byliśmy tak wzruszeni, że woleliśmy ukryć twarze za kuflami świeżo nalanego
piwa”.
Bohumil Hrabal
„Życie bez smokingu”
tłum. Andrzej Babuchowski, Aleksander Kaczorowski, Jan Stachowski
Czuły Barbarzyńca, Warszawa 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz